Piotr-246
Gość
|
Wysłany: Wto 19:36, 12 Lut 2019 Temat postu: Oława doc-2 |
|
|
Kim jest Kazimierz Domański?
Przedstawiany przez nas wizjoner przyszedł na świat 8 IX 1934 r. w Uszni, pow. Złoczów, woj. tarnopolskie, w bogobojnej rodzinie Emilii i Łukasza Domańskich. Został ochrzczony w miejscowej parafii, gdzie nadano mu imię Kazimierz. Zauważmy, że czas urodzin Kazimierza Domańskiego przedziwnie zbiega się z datą Święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, co w kontekście późniejszych objawień skłania do głębszej refleksji. Kazimierz pojawił się jako piąty w ośmiodzietnej rodzinie. Jego rodzice cieszyli się czterema synami i czterema córkami. Wychowywali swoje dzieci w świętej wierze katolickiej. Z niej to czerpali siłę do przetrwania najdramatyczniejszych kolei losu, których -jak to później prześledzimy - życie im nie poskąpiło.
Kazimierz przystępuje do l Komunii Św. w 1943 roku, a rok później jego ojciec zostaje rozstrzelany przez hitlerowców za działalność partyzancką w AK. Cały ciężar obowiązków wychowania i utrzymania potomstwa spada na matkę- Emilię, która - jak wspomina nasz wizjoner-nie buntowała się przeciw niezrozumiałym dla niej zrządzeniom Opatrzności. Powtarzała wtedy pokornie: „Bądź wola Twoja, Panie!" Tak wypełniało się bohaterstwo samotnej matki, zmuszanej stawiać czoła przewalającym się wraz z końcem wojny kolejnym wyzwaniom. Wybuchy przesuwającego się frontu, wszechobecna bieda, głód, a w końcu konieczność porzucenia całego dorobku - domu na kresach - zapisały się na koncie przeżyć Emilii Domańskiej. We wspomnieniach syna, Kazimierza była matką nie rozstającą się na co dzień z Różańcem, który stał się słodyczą kojącą gorzki smak życiowych trosk i kłopotów. Przykład, jaki dawała, działał budująco na dzieci. Stał się najcenniejszym kapitałem wiary i patriotyzmu, wyniesionym z domu przez Kazimierza Domańskiego.
Jego rodzina osiedla się w 1945 r. w Niwniku, w pow. oławskim. Aby utrzymać dzieci, matka Emilia ciężko pracuje na roli i przy inwentarzu. Czyni wszystko, co w jej mocy, aby wyżywić ośmioro dzieci. Dzielnie wywiązuje się ze swego powołania. Powszechny niedostatek materialny i kulejące powojenne szkolnictwo wiejskie zmuszają dzieci do wcześniejszego podjęcia pracy. W tych warunkach Kazimierz wraz z rodzeństwem kończy 3 klasy miejscowej szkoły podstawowej.
W dwudziestym drugim roku życia, 5111956 r. w Wojcicach koło Oławy zawiera związek małżeński z Bronisławą Bielewicz, również pochodzącą ze wschodnich ziem przedwojennej Polski. Jej najnowszym przeżyciom towarzyszył ten sam „kresowy scenariusz": porzucenie rodzinnej miejscowości i repatriacja na Ziemie Odzyskane.
Żona - Bronisława, córka Marii i Ludwika, urodzona 17 XI 1937 r., pochodziła z rodziny, którą Bóg również pobłogosławił ośmiorgiem dzieci. Urodziła się jako pierwsza. Bronisława z Kazimierzem nie znali się w rodzinnych stronach, chociaż mieszkali niezbyt daleko od siebie. Po dwu i pół roku trwania małżeństwa, 26 IX 1958 roku rodzi się syn Stanisław, następnie 26 VII 1962 r. córka - Grażyna.
Po urodzeniu pierwszego dziecka Bronisława Domańska przerywa pracę w Jelczańskich Zakładach Samochodowych, gdzie od 1954 r. była zatrudniona jako magazynierka. Od tej chwili jest na utrzymaniu męża wykonującego obowiązki malarza w tej samej firmie. Sporadycznie podejmuje dorywczo pracę dla poprawienia trudnej sytuacji materialnej.
Od 1958 r. Kazimierz kontynuuje pracę malarza w Przedsiębiorstwie Remontowo-Budowlanym w Oławie. W roku 1966 ulega wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego doznaje uszkodzenia kręgosłupa i wstrząsu mózgu. Mimo leczenia następowało stopniowe pogarszanie się stanu zdrowia. W 1967 r. państwo Domańscy otrzymują mieszkanie w Oławie, przy ul. 3 Maja. W tym samym roku Kazimierz zatrudnia się jako malarz w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Oławie, gdzie pracował do 1975 r. W 1974 r. następuje przeprowadzka do nowego mieszkania przy ul. Bolesława Chrobrego 122/4 w Oławie, gdzie pp. Domańscy mieszkają do dzisiaj.
Przez kolejne dwa lata stan zdrowia Kazimierza ulega znacznemu pogorszeniu. Niedowład kończyn powodował, że wstawał z posłania z ogromnym trudem. Było to powodem częstych odwiedzin u lekarzy.
W końcu komisja lekarska skierowała go na badania specjalistyczne, w następstwie których został zmuszony w 1976 r. przejść na rentę chorobową. Wkrótce okazało się konieczne leczenie szpitalne. Komisja lekarska z ordynatorem szpitala Kliniki Neurologicznej Akademii Medycznej we Wrocławiu orzekła, że musi poddać się niebezpiecznej operacji usunięcia zakrzepu. Ryzykowna trepanacja czaszki była w tej sytuacji konieczna. Na wszystkie zalecenia lekarskie pacjent wyraził zgodę, widząc w tym wolę Bożą w nieskończonym Jego Miłosierdziu.
„Rezygnując z różnych okazji do rozmów, oglądania telewizji wypełniających pobyt w szpitalu - ja oddałem się Matce Najświętszej i długo modliłem się" -wspomina później Kazimierz Domański. „Otrzymałem w szpitalu od księdza prymi-cjanta obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, który ustawiłem na stoliku obok swojego szpitalnego łóżka. Wyspowiadałem się. Kiedy opowiedziałem kapłanowi o oczekującej mnie operacji, wówczas usłyszałem od niego słowa pociechy: "Zaufaj Matce Bożej«".
l zaufał całym sercem!
Uzdrowienie nastąpiło w noc poprzedzającą dzień wyznaczony na operację. Maryja położyła na niego ręce i powiedziała: „Synu, wstań, jesteś zdrów. Ja ciebie uzdrowiłam, l ty czyń to chorym ludziom. Masz tę łaskę od Jezusa Chrystusa, mojego Syna i ode Mnie". Zaskoczony Kazimierz Domański wstał i zacząłchodzić. Pewnie spacerujący po korytarzu pacjent mocno zdziwił lekarzy. Poddano go ponownym badaniom lekarskim. Wyniki badań musiały szokować doświadczonych specjalistów. W związku z późniejszymi oszczerczymi atakami na wizjonera -Kazimierza Domańskiego, staje się konieczne dłuższe zatrzymanie się nad dokumentacją tych badań. Uczynimy to w kolejnych rozdziałach niniejszej książki. Tu odnotowujemy to, co najważniejsze: po zakrzepie mózgu nawet śladu nie pozostało. Ordynator szpitala nakazuje ponowne prześwietlenie. Nie może uwierzyć własnym oczom: powtórne wyniki potwierdzają absolutne uzdrowienie pacjenta. Wtedy wezwał Kazimierza Domańskiego do swojego gabinetu i powiedział: „Pan na pewno bardzo dużo się modlił do Matki Boskiej i prosił Ją o uzdrowienie. To jest prawdziwy cud".
Jeszcze tydzień przebywał w szpitalu pod obserwacją, po czym wypisano go z rejestru chorych i odesłano do domu. Od tego czasu poddawał się jedynie kontrolom lekarskim, które nie wykazywały zmian.
Po uzdrowieniu podjął społeczną pracę w Zarządzie Ogródków Działkowych. Na swojej trzyarowej działce miał murowaną altankę (zdj. 3, 8, 15), gdzie w niespełna półtora roku później objawiła się Matka Boża. Wisiał tam już wtedy oprawiony w ramki, otoczony wdzięczną pamięcią znany obrazek Pani Jasnogórskiej.
W jakich okolicznościach doszło do pierwszego objawienia? Oddajmy głos samemu wizjonerowi:
„8 VI 1983 r. o godz. 8.00 przyjechałem na działkę rowerem, do swojej pracy. Pomodliłem się w altance, klęcząc przed obrazkiem Matki Bożej Częstochowskiej, który otrzymałem od neoprezbitera w kaplicy szpitalnej we Wrocławiu, przy ul. Traugutta. Po modlitwie poszedłem podwiązać pomidory. Zabrakło mi tasiemek, więc poszedłem do altanki.
Stanąłem w drzwiach. Zauważyłem bowiem, że na wysokości ławki wewnątrz altanki stała Matka Boska. Jej Wielki Majestat i Świętość sprawiły że padłem na kolana, zacząłem się modlić. Odmówiłem Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Pod Twoją obronę i w połowie tej ostatniej modlitwy Matka Boża przerwała mi i powiedziała:
"Wstań". Gdy wstałem, Matka Boża dotknęła mnie dłonią w prawe ramię i powiedziała: »Ja ciebie uzdrowiłam, ty masz chorych uzdrawiać." l na tym się skończyło pierwsze objawienie. Zgłosiłem to rano o godz. 9.00 proboszczowi". Fakt ten ks. proboszcz Kujawa potwierdził na piśmie.
Wiadomość o objawieniach w Oławie błyskawicznie rozchodzi się po całej Polsce. Paradoksalnie - przyczyniają się do tego również wrogowie Kościoła. Do nich też docierają kłopotliwe wieści o objawieniach i masowym napływie dziesiątek tysięcy pielgrzymów z Polski i zagranicy. Zaniepokojeni byli ówcześni władcy PRL-u. Narastające represje milicji i SB nie powstrzymały coraz liczniej napływających pielgrzymów. Dochodzi wówczas do spektakularnego przemówienia gen. Jaruzel-skiego, nie kryjącego swojej pogardy dla „zabobonnych" wiernych: „Każdy ma taką Oławę, na jaką sobie zasłużył".
Wypełnienie misji powierzonej przez Matkę Bożą Kazimierzowi Domańskiemu wymagać będzie - jak to prześledzimy - ogromnego heroizmu, bezinteresownej ofiarności, pokory i samozaparcia. Gdyby z tym zadaniem zmierzyć się tylko własnymi siłami - byłoby to po prostu niewykonalne. Jeśli towarzyszy mu wsparcie Laski Bożej - dzieją się cuda, które sprawiają, że to, co niewykonalne, staje się możliwe do zrealizowania. Dowodzą wtedy o prawdziwości objawień i prawości realizującego je wizjonera.
Uzdrowienie wizjonera
Trzeba zatrzymać się w tym miejscu nad stanem zdrowia Kazimierza Domań-skiego przed jego niezwykłym uzdrowieniem. Po doznaniu dwóch ciężkich urazów głowy połączonych z utratą przytomności (1966, 1975) - jak wynika z danych zawartych w karcie informacyjnej Kliniki Neurologii Akademii Medycznej we Wrocławiu przy ul. Traugutta- miał on od 1976 r. 2-3 razy w miesiącu krótkotrwałe napady utraty przytomności połączone z uogólnionymi drgawkami i przegryzieniem języka (...). Ze względu na typowość występujących objawów, Kazimierz Domański i jego rodzina przypuszczali, że to padaczka.
Z karty tej dowiadujemy się również, że stwierdzono u Kazimierza Domańskiego „niedowład prawostronny".
Kazimierz Domański miał kłopoty ze wstawaniem, a także bardzo szybko się męczył. „Bywało, że po drodze musieliśmy szukać najbliższej ławki, gdzie mąż mógłby usiąść. Nie mógł dalej iść, mieliśmy kłopoty z dotarciem do domu" ~ opowiada Bronisława Domańska. „Mąż nie był w stanie poruszać prawą ręką".
Karta informacyjna Okręgowego Szpitala Kolejowego we Wrocławiu przy ul. Wiśniowej 36a z 8 II 1982 r. zawiera informację o „nasilonych od 2 miesięcy kilkunastosekundowych napadach utraty przytomności poprzedzonych aurą wzrokową", a także o wzmagających się „zaburzeniach czucia powierzchniowego prawej połowy ciała oraz kurczowego bólu łydek".
Kazimierz Domański został skierowany do Kliniki Neurologii Akademii Medycznej we Wrocławiu 24 II 1982 r. Zostaje tam poddany 24-godzinnej tzw. „deprywacji snem". Polegało to na stworzeniu „najdogodniejszych" warunków mogących sprowokować napad padaczki pourazowej, której istnienie podejrzewano. Pacjenta nie dopuszczano do snu przez 24 godziny. Był zagadywany, zmuszany do słuchania muzyki, poddawany migoczącemu światłu stroboskopowemu. Okazało się, że tak skrajne warunki nie wywołały padaczki. Zapisy EEG po „deprywacji snem" nie wykazały patologii centralnego układu nerwowego. Ostatecznie podejrzenie padaczki zostało wykluczone dzięki prześwietleniu czaszki. Jak się dowiadujemy od wizjonera - prześwietlenie czaszki wykonane w Klinice Neurologicznej Akademii Medycznej we Wrocławiu doprowadza specjalistów do wykrycia u niego krwiaka mózgu. Konieczna jest operacja, trepanacja czaszki. Z wyników badań psychologicznych zamieszczonych w karcie informacyjnej Kliniki Neurologii Akademii Medycznej we Wrocławiu sporządzonej 24 II 1982 r. (przed uzdrowieniem Kazimierza Domańskiego) dowiadujemy się także o „silnej deterioracji nabytej funkcji myślenia, psychastenii, wysokim poziomie neurotyczności i osobowości intrawertywnej" przyszłego wizjonera.
Mówiąc prościej - z badań tych wynika, że Kazimierz Domański znajdował się w stanie znacznego osłabienia duchowego i fizycznego objawiającego się przygnębieniem, lękami, obniżeniem wiary w siebie, brakiem zdecydowania, aktywności i inicjatywy, szybkim męczeniem się podczas pracy i zamykaniem się w sobie. Przytoczone tu wyniki badań pozwalają nam pełniej zrozumieć skalę niezwykłego uzdrowienia Kazimierza Domańskiego.
Wykracza ona daleko poza sam fakt cudownego zniknięcia zakrzepu mózgu, który był bezpośrednią przyczyną planowanej trepanacji czaszki, ale i zniknięcia fatalnych skutków, które wywoływał.
Warto sobie uświadomić, że gdyby Kazimierz Domański opuścił szpital w stanie opisanym przez wyżej cytowane dokumenty lekarskie, jego zdrowie ulegałoby nie tylko dalszemu pogorszeniu (obecność krwiaka mogła spowodować całkowity paraliż, a z czasem nawet śmierć, ale i późniejsze prowadzenie misji powierzonej mu przez Pana Jezusa i Matkę Bożą, stałoby się absolutnie niemożliwe!
Samoistnie narzuca się tu myśl o nadzwyczajnej interwencji Bożej. Bez niej niemożliwa byłaby nagła i tak ogromna przemiana Kazimierza Domańskiego, który wcześniej przygnębiony, zbolały, zalękniony, pozbawiony inicjatywy i wiary w siebie, zamykający się w sobie, osłabiony fizycznie - po uzdrowieniu przeobraża się w człowieka o silnej i nieprzeciętnej osobowości, odważnego, konsekwentnie i skutecznie realizującego gigantyczną misję świadczenia o Bogu, budującego ogromne Sanktuarium, zdolnego do znoszenia skrajnych przeciwności, upokarzających prześladowań oraz do wielkiej, nie spotykanej w tym wieku aktywności fizycznej.
Dokumentacja lekarska, którą dysponujemy: karta informacyjna z 24 VI 1982 r. Kliniki Neurologii Akademii Medycznej we Wrocławiu (ul. Traugutta 118) oraz zapisy EEG z lat 1984 i 1988 - nie potwierdzają istnienia patologii centralnego układu nerwowego. Z powyższej karty odczytujemy m.in. wyniki badań EEG z 1982 r. Wynik EEG z roku 1984 pochodzi ze Specjalistycznego Zespołu Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej we Wrocławiu przy ul. Zegadłowicza 38/40. Ostatnie udokumentowane badanie EEG odbyło się w Szpitalu Specjalistycznym przy Klinice Neurochirurgii Akademii Medycznej we Wrocławiu w 1988 r.
Specjalista psychiatra Mirosława Lesiecka, pracująca w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze na prośbę naszego Wydawnictwa tak komentuje te wyniki:
„Badania EEG nie dają żadnych podstaw do rozpoznania patologii centralnego układu nerwowego p. Domańskiego, przeciwnie-w miarę upływu czasu rejestrowane wyniki EEG w latach 1982, 1984, 1988 wskazują na obecność rytmu alfa, regularnego i obfitego, który jest rytmem prawidłowym i pożądanym. Ostatni zapis EEG z roku 1988 nie wskazuje na żadne zmiany dysrytmiczne. Także badanie dna oka z roku 1982 jest prawidłowe. Nie ma w nim mowy o zmianach organicznych w naczyniach mózgu p. Domańskiego. Reasumując: na podstawie powyższych dokumentów (w tym badań EEG) brak informacji dających jakąkolwiek podstawę do rozpoznania patologii w centralnym układzie nerwowym u p. Kazimierza Domańskiego".
Z licznych rozmów, które przeprowadziliśmy ze specjalistami psychiatrii, wynika, że zapisy EEG każdego człowieka w miarę starzenia się ulegają naturalnemu pogorszeniu. W przypadku Kazimierza Domańskiego - przeprowadzone i udokumentowane w latach 1982, 1984 i 1988 wyniki EEG nie pogarszają się (co powinno nastąpić po 6-letnim okresie starzenia się organizmu wizjonera), ale utrzymują znakomity przebieg rytmu alfa. Wielu młodych ludzi mogłoby pozazdrościć Kazimierzowi Domańskiemu tak dobrych wyników.
Drugie niezwykle ważne spostrzeżenie, które tu przytaczamy, jest wynikiem wieloletnich doświadczeń lekarzy psychiatrów. Bywa, że kilka razy dziennie przyjmują oni w swoich gabinetach ludzi opowiadających o swoich widzeniach Boga, Matki Bożej, świętych itp. i rozpoznają u nich tzw. zespoły paranoidalne. Dlaczego? Okazuje się, że wypowiadane przez nich treści kłócą się z tym, co robią w życiu, jak się rozwijają, jak wpływają na innych. Ich relacje o rzekomych „widzeniach" traktowane są przez psychiatrów jako omamy, doznania urojeniowe, ponieważ działają destrukcyjnie na ich życie, rozbijając je. Niszczące skutki ich urojeń wpływają fatalnie na otoczenie, zrywają więzi międzyludzkie, sprawiają, że pacjenci ci -koncentrując się na swoich przeżyciach - burzą dobro, które było w nich, zamiast je budować. Często odwracają się od kapłanów i Kościoła, złorzecząc osobom nie dającym posłuchu ich „rewelacjom".
Zupełnie przeciwne owoce rodzi działalność wizjonera z Oławy. Na miejscu objawień można spotkać tysiące pielgrzymów i wielu robotników pracujących przy budowie Sanktuarium, mogących to potwierdzić! To właśnie wypowiedzi naocznych świadków dają wiarygodną podstawę do opisu wizjonera.
Kazimierz Domański jest osobą powszechnie przez nich szanowaną. Bez zbędnego patosu należy sprawiedliwie podkreślić jego przykładne stosunki rodzinne. Żona Bronisława wiernie towarzyszy wizjonerowi w trudach jego posłannictwa. Dzieli z nim najcięższe krzyże upokorzeń, obelg i oszczerstw. Obowiązkiem naocznych świadków - autorów tej książki jest przedstawienie państwa Domańskich jako wzoru do naśladowania dla innych rodzin.
Kazimierz Domański okazał się doskonałym organizatorem przy budowie świątyni. Cieszy się wielkim autorytetem wśród pracujących społecznie przy budowie kościoła. Nikt nie kwestionuje jego poleceń. Zwycięsko zmierzył się z trudami budowania Sanktuarium, wymagającymi wielkiej odporności psychicznej i aktywności fizycznej przez kilkanaście godzin dziennie. Nigdy nie zdarzyło się, by atakował ludzi publicznie godzących w jego dobre imię. Kazimierz Domański zawsze sprzeciwiał się krytykowaniu oczerniających go niektórych biskupów, kapłanów i osób świeckich. Nakłaniał do modlitwy za nich. Powtarzał, że sam jest marnym prochem, grzesznikiem oraz nieużytecznym narzędziem Matki Bożej. Te proste słowa ogromnie budowały większość pielgrzymów, ale u niektórych, małej jeszcze wiary, powodowały konsternację i sprzeciw.
Jego ujmująca prostota i skromność a także dziecięca ufność do Maryi kruszą serca i burzą mury wzajemnych uprzedzeń. W przedziwny sposób jednoczą się pielgrzymi różnych narodowości w jedną rodzinę.
Nasze Wydawnictwo posiada całą dokumentację wszystkich badań Kazimierza Domańskiego.
Jest absolutnie pewne, że wszelkie publiczne oskarżenia niektórych przedstawicieli hierarchii Kościoła, podważające zdrowie psychiczne Kazimierza Domańskiego, nie mogły znaleźć najmniejszych podstaw w tych dokumentach. Innych dokumentów po prostu nie było i nie ma! Mimo to, biorąc pod uwagę nadzwyczajną misję, jakiej podjął się wizjoner za sprawą objawień Matki Bożej. Kazimierz Domański wielokrotnie składał pisemnie i ustnie oświadczenia o swojej gotowości do poddania się kompleksowym badaniom specjalistycznym. Pisemne oświadczenie z dnia 14 I11988 r. będące w posiadaniu naszego Wydawnictwa cytujemy w całości.
„Na przestrzeni ostatnich lat pewne osoby, których nie ma potrzeby tu wymieniać z nazwiska, określały mnie mianem chorego psychicznie, nieszczęśliwego człowieka, który cierpi na napady padaczkowe i będąc pod specjalistyczną opieką lekarską zmuszony jest zażywać zalecane środki farmakologiczne.
W związku z powyższym, wyrażam zgodę na poddanie się specjalistycznym badaniom mającym w sposób kompleksowy określić stan mego zdrowia psychicznego. Aby wyniki badań były wiarygodne dla Osób uważających mnie za chorego psychicznie - pozostawiam Im wybór miejsca i specjalistów, którzy te badania mają przeprowadzić.
Kazimierz Domański"
Wiele osób świeckich zwracało się do władz kościelnych z prośbą o powołanie komisji diecezjalnej zgodnie z wymaganiami Prawa Kanonicznego. Stworzyłoby to szansę obiektywnego spojrzenia na całość tych wydarzeń. Komisji takiej, z wielką szkodą dla Kościoła i narodu, do dzisiaj nie powołano, mimo przygniatających dowodów napływających do Kurii i będących w posiadaniu wizjonera. Ponawiane były natomiast bezpodstawne zarzuty choroby psychicznej i nieuczciwości wobec wizjonera ze strony niektórych duchownych i świeckich. Poruszymy ten problem w innym rozdziale.
Uzdrawianie chorych
„Ja uzdrowiłam ciebie, ty masz innych uzdrawiać. Moc tę masz przez dotyk od Syna mojego i ode Mnie" (26 VIII 1983 r.).
Kazimierz Domański przez nakładanie rąk i wypowiadanie prostej modlitwy:
„Panie Jezu, pobłogosław, niech Matka Boża błogosławi", rozpoczął swoją misję uzdrawiania. Często pokreślał, że uzdrowienie na duszy jest najważniejsze. Jego dłonie błogosławiły miliony pątników. „Ja jestem tylko tym marnym prochem, narzędziem, przez które uzdrawia Pan Jezus i Matka Boża" - powtarzał pokornie.
W jak skrajnych odbywało się to warunkach, opowiadają świadkowie: „Choć jestem młodym, wysportowanym człowiekiem - po pięciu godzinach stania na mrozie w oczekiwaniu błogosławieństwa - zacząłem kulić się z zimna w moim grubym kożuchu i zimowej czapce" - wspomina Jacek z Wrocławia. „Kiedy p. Domański podszedł do mnie i pobłogosławił, poczułem, że ma ciągle ciepłe ręce! Przecież był na kilkunastostopniowym mrozie i silnym wietrze bez czapki i rękawiczek dłużej niż ja! Jak to możliwe? Kiedy zobaczyłem tę potężną modlitwę, nawróconych i uzdrowionych, i nadludzkie poświęcenie p. Domańskiego i jego małżonki - mówienie o fałszywych objawieniach wydało mi się zupełnie niezrozumiałe..." -wyznaje.
Przyjmowanie pielgrzymów
„Kazimierz i Bronisława Domańscy nie mieli wolnej chwili. Błogosławieństwo na działkach, przy altance trwało od 8 do 12 godzin. Czynność ta wymagała od wizjonera nadludzkiego wysiłku.
Kolejną uciążliwość stwarzała trudna sytuacja mieszkaniowa pp. Domańskich. Skromne mieszkanie przy ul. Bolesława Chrobrego do 1990 roku dzielone było między nich a córkę z mężem i dzieckiem. Młode małżeństwo zajmowało pokoik o pow. 11,7 m kw., zaś starsi rodzice zamieszkiwali drugi pokój (16,4 m kw.). Pokój wizjonera przeżywał prawdziwy najazd pątników. Niejednokrotnie, po objawieniu i całodziennym błogosławieństwie, powrót do domu oznaczał kolejne spotkanie z pielgrzymami, którzy czekali przed domem. „Każdy chciał spotkać się z wizjonerem, prosił o błogosławieństwo i modlitwę. Wielu zwierzało się ze swoich osobistych i rodzinnych tragedii" - wspomina Jurek. „Dziękowali za uzdrowienia (niektóre zamieszczamy w osobnym rozdziale). Pan Kazimierz cierpliwie ich wysłuchiwał, pocieszał i polecał w swoich modlitwach. Często odpowiedzi udzielała Matka Boża w kolejnych objawieniach. W czasie kilkakrotnych spotkań w mieszkaniu u pp. Domańskich byłem świadkiem odwiedzin całych kilkudziesięcioosobowych pielgrzymek z odległych stron kraju i zagranicy, którzy czekali na przyjęcie. Przywozili z sobą dary dla przyszłego sanktuarium. Jestem pełen podziwu dla żony, p. Bronisławy, która, choć potwornie zmęczona, starała się jak najlepiej ugościć przyjezdnych. To prawdziwy cud, że potrafili w takich warunkach wytrzymać" -stwierdza pielgrzym.
Rozsyłanie orędzi
Codzienne odpisywanie na listy było koniecznością. Przychodzi ich kilkaset miesięcznie. Zajmuje się tym żona wizjonera, Bronisława Domańska. „Gdybyśmy w którymś dniu nie odpisali na bieżącą korespondencję, nazajutrz nie poradzilibyśmy sobie. Zgodnie z życzeniem Matki Bożej, wysyłamy orędzia do najdalszych zakątków świata: Australii, Singapuru, Nowej Zelandii, USA, Kanady, Japonii, Niemiec, Austrii, Belgii, Szwajcarii, Rosji, Czechosłowacji itd., skąd przychodzą prośby o teksty objawień oraz podziękowania za cudowne nawrócenia i uzdrowienia. Dołączamy do nich również teksty modlitw i obrazki święte, których nam nigdy nie brakuje - uśmiecha się Bronisława Domańska. Nieustannie dostarczają nam je pielgrzymi".
Budowa świątyni
. Pierwsze polecenie wybudowania świątyni Kazimierz Domański usłyszał od Matki Bożej już w czwartym objawieniu 8 XII 1983 r.
Mimo ponagleń Matki Bożej, wizjoner nie mógł od razu przystąpić do realizacji tego polecenia. Na przeszkodzie stały liczne prześladowania. Podjęta została próba szybkiej budowy małej kaplicy z wcześniej przygotowanych gotowych elementów. Chodziło o zaskoczenie władz z góry sprzeciwiających się budowie. „Ci, którzy przygotowują elementy do budowy kaplicy z Białej i Dużej Lipnicy i kapłani, którzy zachęcali do zgromadzenia potrzebnych materiałów, będą mieli wielką zasługę. Im więcej będzie modlitwy, uczynków pokutnych oraz związanych z tym kosztów podróży i wyrzeczeń, tym więcej będzie łaski i szybciej będzie wybudowana kaplica" (15 IX 1984).
Mimo poświęcenia górali, próba ta nie powiodła się. Ateistyczna władza wykorzystała pretekst bliskiej odległości działki od torów kolejowych.
Również i w tym przypadku skuteczność wykonania poleceń Nieba uzależniona była od modlitwy i pomocy ze strony władz kościelnych.
Kazimierz Domański zostaje zobowiązany przez Matkę Bożą do uczestniczenia w poświęceniu kamienia węgielnego pod budowę świątyni Bożego Pokoju. Papież Jan Paweł II poświęcił go na Jasnej Górze wraz z innymi kamieniami węgielnymi pod budowę kilkunastu nowych kościołów w Polsce. Stało się to 12 VI 1987 roku. Kamień ów pochodził ze starej marmurowej płyty ołtarza kaplicy Matki 'Bożej Częstochowskiej w jasnogórskim Sanktuarium. Nową płytą wyłożono ołtarz jasnogórski w 1986 roku. Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę świątyni Bożego Pokoju zostało potwierdzone wpisem do Księgi Wieczystej znajdującej się na Jasnej Górze. Tak wypełniło się jeszcze jedno, dużo wcześniej zapowiadane proroctwo Matki Bożej Oławskiej.
Dopiero po 9 latach prześladowań staje się możliwe przystąpienie do budowy świątyni na ziemi oddalonej około 500 m od altanki miejsca działkowej, miejsca objawień Matki Bożej,
Przyjrzyjmy się niezwykłym okolicznościom, w jakich Kazimierz Domański wszedł w posiadanie ponad hektarowego pola. 15 VIII 1990 r. Matka Boża poleca:
„Trzeba wykupić ten teren na tym miejscu, aby obok tej małej altanki powstała świątynia Bożego Pokoju. Ta altanka ma zostać jako relikwia, że Ja schodziłam tutaj w takim ubogim domku. Nie było miejsca dla mego Syna i dla Mnie. Musiałam w Polsce w tej skromnej altance schodzić, upominać cały świat i cały wasz kraj, a szczególnie upominać wszystkie narody, aby łączyły się z waszą Ojczyzną i prosiły o Boży Pokój".
Maria Marek (zdj. 17), spadkobierczyni ziemi leżącej nieopodal działki wizjonera, razem z rodzicami od razu uwierzyła w prawdziwość objawień Matki Bożej w Oławie. Wcześniej nie znała Kazimierza Domańskiego. Wmieszana w tłum pielgrzymów często modliła się wraz ze swoją matką Marią i ojcem Jakubem przy altance. „Mocno przeżywałam wspaniałe wieczory modlitewne przy altance" - wspomina Maria Marek. „Czułam ogromną siłę płynącą z odmawianych tam modlitw wiernych, ze sprawowanych Mszy Św. przez kapłanów na działce u pana Domańskiego. Czuło się niemal dotykalnie obecność Pana Jezusa i Matki Bożej. To wszystko przyczyniło się do pogłębienia wiary mojej i rodziców. Zadawałam sobie pytanie: Jak to możliwe, żeby dla Majestatu Królowej Nieba i Ziemi, Matki Boga, łaskawie przychodzącej do nas, nie można było przygotować godniejszego miejsca? Bardzo się wzruszyłam, gdy w czasie wielkich prześladowań Matka Boża przypominała z żalem w Oławie:
"Nie było miejsca dla mego Syna i dla Mnie«".
Zgodnie z poleceniem Matki Bożej - Kazimierz Domański podejmuje starania, by wykupić pole w pobliżu ogródków działkowych.
„Pan Domański zapytał mnie - opowiada Maria Marek - czy wiem coś o możliwościach zakupu ziemi w pobliżu działek, pod Nowym Otokiem . Skierowałam go do mojego ojca. Na spotkaniu z p. Kazimierzem Domańskim w naszym domu, ja i moi rodzice z własnej inicjatywy od razu zaproponowaliśmy ofiarowanie tej ziemi panu Kazimierzowi. Bardzo się ucieszył. „Uczyniliśmy to dla Pana Jezusa i Matki Bożej, która się tu prawdziwie objawia" - wyznaje z prostotą ojciec Jakub Marek, wieloletni sołtys i opiekun społeczny w Nowym Otoku.
Ziemia została przekazana notarialnie na nazwisko Kazimierza Domańskiego. Dodajmy, że spadkobierczyni pola, Maria Marek zdecydowała się na ofiarowanie ziemi Kazimierzowi Domańskiemu, mimo wcześniejszych, korzystnych ofert kupna od innych osób. „Chcieliśmy mieć swój udział w jak najszybszym powstaniu Sanktuarium" - oświadcza. Na przyszłym placu budowy, 30 III 1991, w Wielką Sobotę postawiono Krzyż (zdj. 18, 19, 20).
„To już jest zwycięstwo moje i mojej Matki. Pamiętajcie, tam, gdzie jest Krzyż, tam Ja jestem, Jezus Chrystus, a obok mojego Krzyża jest moja Matka"
- przekazał Pan Jezus wizjonerowi 7 IV 1991. Wielu pielgrzymów słuchających na szczerym polu, przy altance tych proroczych stów Chrystusa nie przypuszczało, że w ciągu trzech lat stanie na tym miejscu potężne Sanktuarium (zdj. 89). W maju następnego roku są gotowe pierwsze wykopy pod fundamenty kaplicy (zdj. 21). 8 V11992 pod Krzyżem zostaje odprawiona pierwsza Msza Św. (zdj. 23) na ofiarowanym polu. W tym czasie pod Krzyżem miały miejsce pierwsze objawienia Matki Bożej (zdj. 26). W dalszym ciągu odbywały się również przekazy Bogarodzicy w altance.
Pojawiają się kolejne trudności. Kilka lat wcześniej miejscowy Zarząd Pracowniczych Ogródków Działkowych wystąpił do sądu z wnioskiem pozbawienia Kazimierza Domańskiego prawa do korzystania ze swej działki. Zagrożone jest miejsce pierwszych objawień Matki Bożej. Dla wizjonera rozpoczyna się kolejna gehenna wieloletnich upokarzających sporów, odwoływań i procesów. Kazimierz Domański przegrał sprawę rewizyjną w Sądzie Rejonowym w Oławie, Wojewódzkim we Wrocławiu i Najwyższym w Warszawie. Wizjoner bezskutecznie interweniował w tej sprawie u kolejnych Rzeczników Praw Obywatelskich. Gdy pod koniec 1993 r. zabrano Kazimierzowi Domańskiemu działkę, obok na polu stała już kaplica, budynek klasztorny, a budowa świątyni Bożego Pokoju była w zaawansowanym Stadium (por. zdj. 49).
Tak oto mocne uderzenia prześladowców w miejscu objawień Niepokalanej zaowocowały jeszcze potężniejszym Jej zwycięstwem. Tę historię rozgrywającą się na naszych oczach, bogatą w wiele wątków, z których każdy poraża swoją dramaturgią, nie mógł zaplanować człowiek. Jest to-w naszym najgłębszym przekonaniu
- prawdziwie Boży scenariusz, w którym Opatrzność o tym, co od Niej pochodzi -nie zapomina, ma w swojej opiece. Odebrana wizjonerowi działka - stoi nie uprawiana (zdj. 16). Jak dotąd nie znaleźli się odważni, którzy chcieliby ją uprawiać!
„Tam, gdzie były pierwsze objawienia Matki Bożej, gdzie stoi altanka, w przyszłości stanie świątynia upamiętniająca pierwsze spotkania z Matką Bożą" - mówi wizjoner z Oławy. „Matka Boża pokazała mi ręką cały obszar zajmowany przez ogródki działkowe i powiedziała, że to wszystko należy do Niej" - dodaje.
Wszystkie obrazy i figury św., wota dziękczynne, kule, okulary znajdujące siew altance (zdj. 10, 11) zostały przeniesione do wybudowanej kaplicy Bożego Miłosierdzia (zdj. 14,56,58,59) na długo przed wyrokiem sądowym. Uprzedziła o tym wizjonera Matka Boża.
Kolejnym, przedziwnym fenomenem stała się szybka budowa Sanktuarium.
Ludzie dobrej woli, nie znający siebie wcześniej, pochodzący z Polski i całego świata, którzy Kazimierza Domańskiego poznali dopiero, gdy zaczęty się objawienia, posłuchali wezwania Matki Bożej:
„Przekaż pielgrzymom i całej Ojczyźnie, aby pomagali w budowie tej świątyni Bożego Pokoju. Oni będą otrzymywać łaski od mego Syna i ode Mnie. Błogosławieństwo na tę budowę. Wiem, że poświęcasz się temu miejscu, gdzie będzie budowa i nie tracisz czasu i chcesz, aby jak najszybciej była wybudowana ta świątynia Bożego pokoju" (3 V 1991).
Powstaniu tej świątyni od początku towarzyszyło Boże Błogosławieństwo.
Gdyby było inaczej - nie powstałoby na tym miejscu wielkie Sanktuarium zdolne pomieścić ponad 3000 pielgrzymów. Nie zbudowano by pokaźnego budynku klasztornego (35 pomieszczeń z dużym refektarzem) wraz z zapleczem.
Nie znaleźliby się ludzie z kraju i zagranicy ofiarujący darmową pracę i ogromne fundusze na budowę Sanktuarium. Nie byłoby nieustających modłów wznoszonych przez tłumy wiernych.
Jaka siła kazała robotnikom znosić niewygody wieloosobowych, początkowo nie ogrzewanych pokoi i trwać długi czas przy budowie świątyni z dala od swoich rodzin? Do czasu wybudowania budynku klasztornego spali w baraku na podłodze, w śpiworach lub pod kocami. Wyrzekali się dla Matki Bożej swoich urlopów i skromnych oszczędności. Wielu z miłości do Niej podejmowało posty o chlebie i wodzie od jednego do trzech dni w tygodniu. Wznoszący świątynię Bożego Pokoju wiele razy modlą się wspólnie w czasie pracy. W wyznaczonych porach odmawiają trzy części Różańca Św., Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Anioł Pański - trzykrotnie w ciągu dnia w jedności z Ojcem Św. i w jego intencji. Kazimierz Domański prowadzi te modlitwy codziennie z wyjątkiem dni wyznaczonych na misje w Polsce i za granicą oraz przeznaczonych na załatwianie spraw związanych ze wznoszeniem Sanktuarium.
Pracujących tu ochotników z Polski i z zagranicy wizjoner nigdy wcześniej nie znał. Przybywali tu dobrowolnie, z potrzeby serca. „Nigdy się nie odwdzięczę Bogu i Matce Bożej za łaski, które tu otrzymałem"- wyznaje Andrzej, inżynier elektryk z Gdyni. „Nie przyjechałem tu po pieniądze, Matka Boża wynagrodzi mi to w Niebie" - oświadcza z przekonaniem pracujący tu Czech Frantiśek Buchtela, posadzkarz z Ujezdu koło Brna.
Czyja moc nakazała im codziennie tak się modlić i pracować? Czy gdziekolwiek w Polsce - poza Oławą - są jeszcze miejsca, gdzie robotnicy modlą się tak wiele o błogosławieństwo Boże dla swojej pracy? Trudno - naszym zdaniem - o bardziej budujący przykład. W imię jakiej sprawy Kazimierz Domański codziennie bezinteresownie trudzi się, by zdobyć potrzebne materiały na budowę i razem z robotnikami ciężko pracuje przy wznoszeniu świątyni? Czym kierowała się jego żona, która bez żadnego wynagrodzenia codziennie gotuje posiłki dla robotników, sprząta im i usługuje?
Czy wolno zatem odpowiedzialnie nazywać sektą i dziełem szatana to, co przynosi dobre owoce i wielką chwałę Bogu?
Ten niekompletny zestaw pytań obrazuje, jak szkodliwa i pochopna była opinia niektórych biskupów informująca o nieprawdziwości objawień w Oławie.
Prześladowania
Nieprzychylna postawa miejscowej Kurii Biskupiej wobec objawień dodatkowo ośmiela prześladowców. Po znanym posądzeniu przez kardynała Gulbinowicza SB o to, że orędzia oławskie są owocem jej „prowokacji", wobec czego problemy z nią związane go nie interesują-funkcjonariusze MSW poczuli się bezkarni.
Przeprowadzona na szeroką skalę akcja prześladowań obejmowała liczne aresztowania Kazimierza Domańskiego i pielgrzymów, nakazy płacenia drakońskich kolegiów, profanowanie miejsc kultu związanych z objawieniami (łamanie Krzyży (zdj. 12, 13), kilkakrotne próby podpalenia altanki), niedopuszczanie pielgrzymów na miejsce objawień, przepędzanie modlących się pod Krzyżem, zastraszanie i szantażowanie wizjonera z Oławy. Funkcjonariusze SB uwięzili nawet figurę Matki Bożej, która zapłakała krwawymi łzami (zdj. 108). Represje te wiele nam powiedzą o osobowości Kazimierza Domańskiego, dlatego prześledzimy je bardziej szczegółowo.
Aresztowania, kolegia i zastraszanie
„Ten rok 1986 był dla ciebie ciężki, byłeś prześladowany oraz przymykany. Dobrze, żeś się nie załamał. Widziałam, że ty z pomocą mojego Syna i moją wszystko przezwyciężyłeś. (...) W tym roku też będątrudne polecenia, bo będą cię atakować ci, którzy prześladują orędzia mojego Syna i moje" (1 l 1987).
„Byłeś wiele razy przymykany, bo im odpowiadałeś, że służysz tylko Panu Jezusowi i Matce Bożej. Możecie mnie zamykać i tak będę kochał Pana Jezusa i Matkę Bożą. Kiedy byłeś w celi z moim sługą, Pan Jezus dał wam znak, że jest z wami i czuwał nad wami i Ja, Matka Boża. Dobrze, że wtenczas miałeś tę wiarę. To było zastraszenie, żeby odciągnąć ciebie od Pana Jezusa i Matki Bożej" (8 VI 1990).
„Byłeś prześladowany, kiedy byłeś zamknięty w celi na 48 godzin. Ja, Jezus Chrystus, Król, przyszedłem do ciebie, aby cię wzmocnić, żebyś się nie załamał, abyś szedł wskazaną drogą".
„Straszyli cię, mój synu, na różne sposoby. Ale masz tę wiarę, nie załamałeś się. Byłeś w celi z moim Krzyżem i Różańcem. (...) Pokornie znosiłeś to prześladowanie, kiedy cię wzywali, jak miały być przekazy moje i mojej Matki.
Mój synu, czas minął, Ja, Jezus Chrystus, jestem nieustannie, a ich już nie ma. Dobrze, że się modliłeś za nich, aby się nawrócili. Pięknie powiedziałeś, kiedy otworzył celę i pytał ciebie, za kogo się modlisz, a ty odpowiedziałeś, że modlisz się za całą komendę, aby dobrze ciebie pilnowali. Mój synu, to jest ta odwaga, którą Ja ci dałem i moja Matka. Wtedy Ja, Jezus Chrystus, byłem koło ciebie i moja Matka, aby podsunąć te myśli, które wypowiedziałeś" (25 XI 1990).
W czasie 24- lub 48-godzinnych zatrzymań na komendzie funkcjonariusze SB i MO bezskutecznie usiłowali zmusić Kazimierza Domańskiego do wyparcia się Boskiego pochodzenia objawień, zaprzestania wszelkiej działalności apostolskiej oraz usunięcia Krzyży, figur, obrazów świętych i wot z miejsca objawień. Władze kościelne nie wzięły go w obronę.
Dzielnie wspierała go żona, Bronisława i dziesiątki tysięcy wiernych pielgrzymów. „Milicja i SB chciały mnie zastraszyć, ale to im się nie udało. Wiedziałem, że ze mną jest Pan Jezus i Matka Boża" - wspomina ze wzruszeniem Kazimierz Domański.
W tym czasie mieszkanie wizjonera było stale obserwowane przez szeregowych tajniaków z SB.
„Kiedy przyjechałem z kolegą odwiedzić pp. Domańskich w ich domu, spostrzegliśmy na klatce schodowej dziwnie zachowującego się mężczyznę. Na nasz widok natychmiast odwrócił się twarzą do ściany. Wiedziałem, że p. Kazimierz ma „opiekunów". Gdy późnym wieczorem pożegnaliśmy pp. Domańskich, widzieliśmy nadal tego funkcjonariusza stojącego na tym samym miejscu" - wspomina pielgrzym z Zielonej Góry. „Z bólem uświadomiliśmy sobie, jak ciężki Krzyż wziął na siebie p. Kazimierz, którego pożegnaliśmy".
|
|